Drugi piątek stycznia 2012

– Ludwik Perney

1.
Piątek zaczął się od kałuży krwi
rozlanej pod drzwiami hurtowni na Podwalu
– chwilę czekaliśmy razem: ja trochę krócej,
krew dłużej. Nie zamieniliśmy ani słowa,

choć pamiętam najbardziej uniwersalne zdanie
– trzymam je na wypadek musu konwersacji
w windach, czy kolejce (jak tutaj): „Różnie bywa”

– z takim orężem zachowam się społecznie
w każdej sytuacji. Zagiąć mnie można
jedynie pytając „która jest godzina”,

ale to pytanie, nawet zadawane bełkotem,
poznam po charakterystycznej intonacji.

2.
Odwiedziłem ojca, zjedliśmy śniadanie
i zastanawialiśmy się
czy można włożyć sobie lufę pistoletu do ust
i nie trafić w głowę.

3.
Dzwoni Edyta, wścieka się. Jej klient nie przyszedł
na umówione spotkanie, w dodatku nie odbiera telefonu.
– jestem bezsilna – mówi – Marek,
przywaliłbyś mu, gdybyś go teraz spotkał?

4.
Można.

5.
Dzwoni Edyta, mówi, że nie uwierzę:
klient odezwał się w końcu. Okradziono go,
a wcześniej oczywiście pobito – piątek
zaczął się od kałuży krwi na Podwalu.

5 komentarzy

  1. Dobre !

  2. A brzmi, jakby to był piątek wczoraj, ze swoją charakterystyczną „złowieszczą” liczbą.

    Gdybym mógł sobie wybrać, która „cząstka” odpowiada mi najbardziej to raczej te dwie z Edytą. Dlaczego? Bo pewnie dzisiaj lubię takie „życiopisanie”. A jutro? A jutro pewnie spodoba mi się cząstka czwarta – „Można”? Można.

    Pozdrawiam!

  3. Niezła klamra.

  4. Sławku, można! :-))))

    Elu, dziękuję :-)

podziel się wrażeniami

poezja, wiersze, proza, wydawnictwo literackie