Droga matko zapadłego motelu, tuż obok
wybudowano nową szosę. Jest szersza,
równiejsza. Dźwiękoszczelne bariery drżą.
Twoja dłoń, matko, trzęsie się z zimna
– papieros wysunie się spomiędzy palców
i dopali wzór na pokalanej podłodze.
Wykrzesz z siebie spojrzenie jak do synów
– zboczyliśmy na twoją trasę, jesteśmy głodni
i mokrzy; moglibyśmy wypić litry wina
z piwnic Szeszkard, lecz w barze została
tylko pękata butelka z krzyżem na drogę.
To Twój wiersz! Popatrz, nie poznałem! No, fajnie odskoczyłeś. Moje zmeczenie wiele tłumaczy, ale nie wszystko!
Hahaha!
Marek, „Unicum” napisałem po powrocie z nieudanej wycieczki na motorze. Wątpliwa gościna w węgierskim motelu i gorzkie unicum przełykane z nadzieją na ratunek przed zimnem i niechybnym przeziębieniem…
Fanie, że zaglądasz :-)
w tym wierszu odnajduję Ludwika – dlatego wszystko mi się w nim podoba :)
Witam, Arku!
Cieszę się, że i w trochę innej formie mojej wypowiedzi rozpoznajesz moje nuty :-)
Spotkanie poetyckie w Krakowie niestety nie jest mi po drodze. Nie masz ochoty odwiedzić Warszawy? :)