Uwierzę w epitafium, którego prostota
i niebanalna treść czynią zmarłego zacnym
– wystarczy żyć zgodnie ze wzorem.
Treść popłynie do czytających niczym woda
z podziemnych skał – uderzy perspektywą
podaną chłodno i orzeźwiająco.
Pozbędę się niepokoju, męczących decyzji:
jak wypełniać czas, którym bogom się kłaniać,
z czego składać ofiary; będę żył w pewności.
Z tą chwilą znów się narodzę,
zostanę żywym pomnikiem starego życia,
pożegnam je i podsumuję słowami:
Spoczywa tu mężczyzna, który nie tylko poznał
sens istnienia, ale był również jego projektantem.
Ty, który czytasz epitafium, uważaj:
prawda połykana z należytym dystansem
ukoi, nadmierna zachłanność ściśnie gardło,
przypomni dziecinny ból zmrożonej skroni.
Jeśli nowe epitafium uznam za niedoskonałe,
pochowam moją drugą martwą połówkę
obok pierwszej i narodzę się po raz trzeci
Nie obowiązują mnie prawa szklanki,
w naszej kulturze trzy połówki to niewiele.
U nas to już ćwiartka raczej.
Trochę mnie drażni ta powściągliwość i chłód. Za mało otrzymuje śmierci, chyba że znów gra z czytelnikiem opiera się na innej percepcji?
Pozdrawiam,
sh
Sławku, śmierci tak właściwie w wierszu nie ma, jest przepis na życie w postaci epitafium, właściwie 3 przepisy na życia – czyli 3 istnienia w jednym. Peel jest skromny, swoje istnienia nazywa połówkami, także nie umywa się do 3 pełnych osób w jednej… ;-)
pokorne epitafium, połowicznie tchnie spokojem
nocny, a co z pozostałymi dwoma połówkami? ;-)
stały się całością ?
No to mamy w wierszu całość i spokojną połówkę :-)
that’s right