Helena nie żyje już dość długo, bo ponad miesiąc.
Coraz mniejsze są szanse, że jej odejście okaże się
nieporozumieniem, snem pomylonym z jawą.
Sytuacja Heleny tylko pozornie jest lepsza,
niż Marianny. Marianna zmarła w ubiegłym
stuleciu. Co jakiś czas wraca z sanatorium
– otwieram drzwi i po chwili w mojej dłoni
błyszczy metalowy breloczek imitujący rybę;
wieczorem podkradnę kilka gorących pączków.
Od trzydziestu lat widuję Edwarda coraz rzadziej
– ściany przestały drżeć od tubalnego śmiechu
i piosenek z rymami pasującymi do mojego imienia.
Nie widziałem pogrzebu Ludwika, chowali go,
zanim się urodziłem. Próbuje ukrywać uśmiech
gdy patrzę na jego nagrobek. Nie rozmawiamy o tym.
no tak. i właśnie za takie wiersze cię lubię. super, naprawdę.
:-) Pozdrawiam, Arku!
mam jeszcze tylko takie małe pytanko/pytaneczko :) Czy nie widziałbyś przeciwników przed słowami
a) bo – w pierwszym wersie
b) imitujący – w ósmym wersie
c) pasującymi – w dwunastym wersie
To tak dla poprawności interpunkcyjnej, ale to wiersz i autor mógł sobie wymyślić coś innego.
Wkleiłem go wczoraj na gorąco, na pewno przyjrzę mu się jeszcze :-)
Dzięki, Arku.
Bardzo ciekawie, Marku. O rodzinie, inaczej niż w „Mięsopuście”. Może warto by było lekko wytłumić to Ja, które boi się zmarłych i popada w dygresje, chcąc przegadać ciszę. Czasami mówi ono zbyt jaskrawo, za karykaturalnie, jak na wymowę tekstu („wieczorem podkradnę kilka gorących pączków”).
Ale to ten kierunek :). Pozdrawiam serdecznie.