14
Gryzę tybetański chleb na tarasie w Thulo Sabru.
Słońce wychyla się zza szczytu i oślepia słowami,
że Jezus umarł dziś w nocy, a jego matka nie jest
dziewicą, oj nie jest. Światło układa się w owalny
kształt uśmiechniętego Buddy drapiącego brzuch.
15
Resztki mleka z herbatą i masalą na dnie kubka
znaczą kontury pięknej Żydówki – Jezus miałby dziś
trzydzieści cztery lata – szepczą Izraelici przy stole
obok (wysoki, chudy mężczyzna, jego żona i syn),
ich karki czerwienieją – usiedli tyłem do słońca.
16
Pod Surya Peak brodaty młodzieniec patrzy na jezioro
Gosaikund i chmury przelatujące kilkaset metrów
poniżej tafli – mam dwadzieścia siedem lat – mówi
– mój ojciec zaszył się pod Mont Everestem, a wiesz,
spotkałem Yeti – dodaje. W jego dłoni widzę włosy jaka.
Bardzo fajne. Refleksja urodzinowa w egzotycznym tle. Świat życia duchowego jest, jak się okazuje bardzo skomplikowany. Oto w buddyjskim kraju peel kończy chrystusowe lata! Yeti, zaginieni hipisi, Żydzi. Niezły tygiel, mocny wiersz.
Świetne, Świetne !
Marku, TheUnforgiwen, dziękuję!
Wszystkiego najlepszego :)!
Dziękuję, Abi :-)
A ten, owszem, nawet bardzo :-)
Nasze odczucia są zbieżne, Elu :-)