To jest ustawa na dalekie czasy i pokolenia:
Potrawy z tłuszczu i krwi jeść będziecie!
To nie krew, lecz wino, załóżmy jednak, że krew
– z każdym łykiem jesteś bliżej Pana. To nie duch,
lecz ciało, załóżmy jednak, że dusza – z każdym kęsem
oddalasz się od głodu, a sytość jest błoga.
To nie mięso, lecz ścięgna, załóżmy jednak, że mięso
– z każdym gryzem wypełniasz nim trzewia. To nie sok,
lecz ślina, załóżmy jednak, że sok – każdą kroplą
spływa w ciebie szczera modlitwa.
To margaryna czy masło, ziarno czy karmel,
miłość czy pręgierz, scena czy szafot?
To tłuszcz czy tłuszcza? Chciałbym wiedzieć,
czym smarujesz chleb.
Dobre! Temat jest mi bliski, nie jestem uczniem pustynnej religii. Więc raczej nie zjem innych czujących istot. Czy robiąc to, mówię – pocałujcie mnie ?
Mam nadzieję, że mówię to wyraźnie.
Tyle moje ględzenie. Wiersz mi się podoba i cieszę się, że znów publikujesz :)
Marku, dziękuję bardzo :-)
Jakby inny Ludwik, ostrzejszy, ale i bardziej refleksyjny. A tłuszczy (tej szczególnie) nie kibicuję zdecydowanie.
Ano dziwnie się dzieje z tym moim pisaniem…
Dziękuję, Elu :-)
Dziwnie? Dobrze :-)
Nawiązywałem do tego, że inaczej :-)