Strażak milknie, przełyka ślinę i zaciska powieki
– jest twardy jak każdy strażak – nie odwraca się,
pozwala szklić się oczom, łzie spłynąć po policzku
aż do długiej blizny na wardze – wybuch i upadek
z drugiego piętra naciągnęły górną wargę za brodę,
ale to było nic, śmiał się wtedy z kolegami plując krwią.
Piekło pierwszy raz oglądał kilka tygodni temu:
zaorana ziemia, połamane drzewa, kawałki metalu
powbijane głęboko w drewno i błoto, swąd spalenizny.
Po chwili milczenia znów opowiada: długo nie potrafili
znaleźć szczątków, pierwszą okładkę zauważył kolega,
wyciągnął książkę z błota, przetarł ją rękawem.
Później znaleźli kolejne: popalone, sponiewierane.
Na okolicznych gałęziach zatrzymały się białe kartki
zapełnione drukiem. Gdy podnieśli skrzydło,
ukazały się najlepiej zachowane egzemplarze.
Lakierowane okładki ochroniły książki, gdyby nie
mokre strony, wyglądałyby jak wyjęte z biblioteki.
Dobrze jest!
tak, dobrze jest,
rzeczywistość lepsza niż sen, katastrofy nie było ;-)