Bez kategorii

(archives)

Migracje moralne

– Ludwik Perney

Panie, przywróć prawidłową ścieżkę dźwiękową.
Nie słyszysz? Rozmodlone usta kobiety nie pasują
do głosów – szepcze i krzyczy, czego chce i nie chce,
jak bardzo pragnie, żebym chciał i bym nie chciał.

Opuściła głowę i milczy, a kolejne słowa wybrzmiewają,
że nie ma wody, która mogłaby zaspokoić pragnienia,
żebym został, że stanowczo zakazuje rozpalać ogień,
a ciszę zmącą jedynie modlitwy, bo to twój dom, Panie.

Mężczyźni śmierdzą potem i łajnem, są jak śmieci
zawieszone na gałęziach przez wezbraną wodę.
Tak, milcząca kobieto, wyobraź sobie jak strzęp folii
będzie lśnił, zmieniał kształty, falował w nurcie rzeki.

 

Korzeń – twarde, suche drewno

– Ludwik Perney

Delikatnie odkręciłem cybuch, wyrzuciłem
brudny filtr, oczyściłem czop i kanał dymowy,
dół czopowy i pieczarę.

Fajka postanowiła sprawić mi przyjemność
– wypełniła usta aromatycznym dymem,
wyszeptała, że nic nie jest istotne.

Rozgrzewała się wolno jak lampy wzmacniacza,
uwierzysz, że dźwięki muzyki stały się miększe?

– świat nie ma centrum – czytała w myślach
fajka – podobnie jak nie ma początku, ani końca.

Opowiedziała o Morzu Śródziemnomorskim,
o starym korzeniu wrzośca, który uczy cierpliwości.

Zobaczyłem dziadka. Siedział w kącie
na ulubionym taborecie. Wytarty kapelusz,
laska stukająca w podłogę, spokojny uśmiech
znikający za dymem.

Dopiero wtedy przywołałem pomarszczoną twarz babci
– dziś znalazła swój koniec.

 

Schody do nieba

– Ludwik Perney

Nikt inny nie pochwalił cnót Przenajświętszej Panienki
tyle razy, ile pochwaliłem ja – przesunę koralik, zanim
zdążysz powiedzieć ”hm”; wyliczę Skład apostolski,
zanim przypomnisz sobie ulubione marki czekolad.

Jestem telefonicznym ankieterem, jednak nie sługą
mamony. Potrafię szeptać tak cicho, że nie usłyszysz;
tak szybko, że między pytaniami wymodlę tajemnicę.

Tybetańscy mnisi nie wykręcą na modlitewnych młynkach
tylu mantr, himalajski wiatr nie wyszarpie z chorągiewek
tylu słów-od lat drążę schody do nieba własnym językiem.
Putto dotyka się, nadsłuchując mojego aksamitnego głosu.

 

MIĘSOPUST w Kaliszu – zapraszam!

– Ludwik Perney

Hans Frank – król Polski

– Ludwik Perney

…śmierć mistrzem co rodem jest z Niemiec jego oczy niebieskie…
. Paul Celan

Pamiętasz, zabiłeś mnie spojrzeniem. Mercedes
kołysał się na brukowej kostce, odsunąłeś książkę.
Bielsko, siedemnasty stycznia czterdziestego piątego roku.

Zazdrościłem tobie krochmalonej koszuli, dumnej postawy;
wiesz, mówią, że Jezus jest królem Polski – zagrzałeś mu tron,
ochrzciłeś ziemię żywą krwią, pomściłeś upokorzenia Pana.

Zanim ucałowano twoje policzki, podzieliłeś chleb:
20 gramów na żydowską głowę – bierzcie i jedzcie.

Ojciec cię nie opuścił, dziękowałeś za łagodną śmierć,
powiedziałeś „Chryste, przebacz” i Chrystus przebaczył.

O Leszku Cichym, Wandzie Rutkiewicz…

– Ludwik Perney

Mehdi przysiadł się do mojego stołu,
pochwalił zdobyciem Langtang, pokazał
zdjęcia z ataku i książkę o Kukuczce.

– Polacy mogą się hartować śpiąc
przy otwartym oknie, trenowałem
wchodząc na najwyższy szczyt Iranu.

Mehdi czytał też o Pustelniku, Wielickim…
– wy Polacy macie wielkich himalaistów,
bo w waszym kraju jest zimno.

Grzejemy się przy piecu, za oknem kot
usiadł na parapecie, wystawia kocie ciało
na poranne słońce – ciepło jest dobre.

Kingfisher – samoloty i browary

– Ludwik Perney

Słyszałeś o przeraźliwie krótkim pasie startowym
lotniska w Lukli? Jest przeraźliwie krótki!

Wieśniacy przyklejają do ściany odchody jaków
– jeśli gówno odpada, jest gotowe na opał.
Zaczniesz mówić „namaste” i wylecisz jak inni.

Dzieci, wpatrzone w kosze wypełnione sprzętem,
przyjęły rytm kroków tragarzy – kołyszą się
i uczą wciągać gluty spod nosa, tfu!

Za przełęczą znikają puchowe kurtki – wrócą
tym samym szlakiem, o ile nie wypluje ich góra.

Pas startowy kończy się pionową, litą skałą.
Lecisz liniami Kingfisher? Dostaniesz piwo gratis.


Pierwszy lot do Europy

– Ludwik Perney

Paka, pozdrawiam naród, w którym dostrzegam
ojca. Ojcze, jesteście wspaniali. Wasze słuszne idee
sprowadzą mnie do najpiękniejszego zakątka Ziemi.
Czuję się świetnie, rzeczywistość nie zawodzi, odbiór.

Słyszę was bardzo dobrze: jedzenie wytworne,
miejsce komfortowe. Dzięki mnie mężczyźni
rezygnują z narzuconych obowiązków. Świat
okazuje się zabawką, upajajmy się fantazją.

Nie jedzcie kaszy, kartofli i chleba. Europejczycy
mają odmienną przemianę materii, ojcze, tajga
karmi was mięsem i mlekiem; kobiety są silne,
dzieci samodzielne, wymiotuję, czuję się dobrze.

Zwrócony pokarm chowam za oderwaną tapicerkę
– nikt się nie zorientuje. Jestem szczęśliwy, niedługo
zamroczymy się wódką, wsunę dłonie w gorące mięso
renifera, przestanę odliczać godziny, później dni i lata.

Zapraszam!

– Ludwik Perney

Unicum

– Ludwik Perney

Droga matko zapadłego motelu, tuż obok
wybudowano nową szosę. Jest szersza,
równiejsza. Dźwiękoszczelne bariery drżą.

Twoja dłoń, matko, trzęsie się z zimna
– papieros wysunie się spomiędzy palców
i dopali wzór na pokalanej podłodze.

Wykrzesz z siebie spojrzenie jak do synów
– zboczyliśmy na twoją trasę, jesteśmy głodni

i mokrzy; moglibyśmy wypić litry wina
z piwnic Szeszkard, lecz w barze została
tylko pękata butelka z krzyżem na drogę.

Unicum

poezja, wiersze, proza, wydawnictwo literackie