Bez kategorii

(archives)

Cukrowa wata, dziesiątka w cyrkowej strzelnicy

– Ludwik Perney

Brak poprawności okupuję od lat – piętnowaniem,
jego cieniem czy choćby perspektywą. Dziś w nocy,
na przykład, obudził mnie strzał i bałem się
aż do ponownego zaśnięcia. Długo myślałem czy padł

we śnie, czy realnie. Do tego ogarnęła mnie rozterka
czy to jakaś różnica, skoro spod skrzypiącego dachu
na rozbujaną łajbę prowadził mniej niż jeden krok
– rozbujana łajba pełna była niepoprawności.

Unosi się wśród wzburzenia, wokół toną poprawni
– zaskoczeni, a przecież na pewno ktoś ich uprzedzał!
Boję się poprawności, przepraszam, nie zwracaj mi uwagi,
umówmy się na słowiańską intuicję – komunikacyjny taniec.

Już dobrze, czujesz? Niepoprawny instynkt sprawia,
że widzę w tobie drobną zwierzynę. Jesteś królikiem,
wiejskim drobiem – zdrową kurą przerzucającą ciężar
kruchej piersi z soczystego udka na soczyste udko.

Kurs lawinowy

– Ludwik Perney

Porwany przez lawinę najczęściej zastyga twarzą do ziemi
– wcześniej odurzany nadmiarem powietrza, usłyszał gong.
Później odurza go śnieg, a własny oddech truje.

Porwany przez lawinę najczęściej czeka osiemnaście minut,
z każdą kolejną zapomina tysiąc słów. Detektor droczy się
– nie prowadzi wprost do ciała, układa ślady po elipsie.

Porwany przez lawinę najczęściej czeka metr poniżej
butów ratowników. Sonda przebija śnieg, szturcha
plecy, rękę, czasem uderza prosto w głowę – dlatego

porwany przez lawinę najczęściej nie wysyła sygnału,
gdy słyszy skrzypienie śniegu, wstrzymuje oddech,
zastyga – zazwyczaj twarzą zwróconą do ziemi.

Nierówna rywalizacja z redaktorami pewnego pisma dla panów

– Ludwik Perney

1.
Ukraiński milicjant przedstawił się
imieniem, nazwiskiem i ilością
spłodzonych dzieci.

(Podaję prawo jazdy, paszport
i dowód rejestracyjny.)

Mówi, że przekroczyłem dozwoloną prędkość.
Proponuje mandat wysokości sześciuset Hrywien

Jechałem przepisowo.
Siergiej ma dwoje ditiej
– po 300 Hrywien na każde

2.
Camal wystukał numer telefonu swojej kobiety
i podał mi aparat. – Namaste! – powiedziałem.
Nepalka zachichotała, a Camal położył dłoń
na moim kolanie i uśmiecha się czule.

Raj tłumaczy, że w Nepalu sympatię
okazuje się tylko mężczyznom
– czułość wobec kobiet jest nieprzyzwoita

3.
Marcin Meller założył się z dziennikarzem,
że w ciągu dwudziestu minut spaceru po Tibilisi
przypadkowy Gruzin zaprosi go na obiad.

Nie wiem co było przedmiotem zakładu.
Meller kocha Gruzinów, Gruzini
kochają Mellera.

4.
W listopadzie dwa tysiące ósmego roku
Tomasz Raczek i Marcin Szczygielski
zostali uznani za najpiękniejszą parę roku.

Drugi piątek stycznia 2012

– Ludwik Perney

1.
Piątek zaczął się od kałuży krwi
rozlanej pod drzwiami hurtowni na Podwalu
– chwilę czekaliśmy razem: ja trochę krócej,
krew dłużej. Nie zamieniliśmy ani słowa,

choć pamiętam najbardziej uniwersalne zdanie
– trzymam je na wypadek musu konwersacji
w windach, czy kolejce (jak tutaj): „Różnie bywa”

– z takim orężem zachowam się społecznie
w każdej sytuacji. Zagiąć mnie można
jedynie pytając „która jest godzina”,

ale to pytanie, nawet zadawane bełkotem,
poznam po charakterystycznej intonacji.

2.
Odwiedziłem ojca, zjedliśmy śniadanie
i zastanawialiśmy się
czy można włożyć sobie lufę pistoletu do ust
i nie trafić w głowę.

3.
Dzwoni Edyta, wścieka się. Jej klient nie przyszedł
na umówione spotkanie, w dodatku nie odbiera telefonu.
– jestem bezsilna – mówi – Marek,
przywaliłbyś mu, gdybyś go teraz spotkał?

4.
Można.

5.
Dzwoni Edyta, mówi, że nie uwierzę:
klient odezwał się w końcu. Okradziono go,
a wcześniej oczywiście pobito – piątek
zaczął się od kałuży krwi na Podwalu.

Che Guevara zaciąga się dymem

– Ludwik Perney

Bądźmy realistami, żądajmy tego, co niemożliwe.
Che Guevara

Szczupły mężczyzna o twarzy studenta
komentuje zdjęcia z wycieczki do Nepalu
– chłopcy oczyszczają rzekę Bogmati,
wyławiają kawałki niedopalonego drewna.

Po chwili parafrazuje Che Guevarę
– Bądźmy realistami, spełniajmy marzenia,
które są nierealne.

Dopala się ciało nasączone olejkami,
z kłębu dymu wypływa łódka.

Camal zanurza rękę w brudnej wodzie,
wyjmuje spore polano, ochlapuje Raja
i śmieje się. Nieźle dzisiaj zarobią!

„Nie możemy pozostać obojętni na to,
co się dzieje w najdalszych zakątkach świata”
krzyczy Che Guevara,

ale mijam podróżnika,
zostawię go w przekonaniu,
że chłopcy czyścili rzekę.

Wiersz świąteczny, a nawet noworoczny

– Ludwik Perney

Wiktor dowcipkuje, że został moim synem,
bo nie doceniał dobrej matki, dobrego ojca
i bóg go ukarał. Spotkałeś boga, synku?

Robotnicy rozebrali most na drodze do szkoły.
Co rano żują kanapki i patrzą na wielką dziurę.
Planują żuć do świąt, możliwe, że nie zdążą
i dziura zostanie dziurą do końca roku.

Moglibyśmy jechać przez Rudzicę,
ale to z dziesięć kilometrów,
więc ruszamy miedzą.

Zatrzymuje nas stary, zmęczony człowiek,
to prywatna droga, krwawicą ją budowałem,
mówi i pociera oko. W końcu macha ręką:
nie ma sensu, żebyście jechali przez Rudzicę.

Docieramy na asfalt, grudki błota
wylatują z bieżnika i uderzają w nadkola.

Spotkałeś boga, synku? Jaki on jest?
Uprzejmy, odpowiada Wiktor,
ale srogi, dodaje po chwili.

Koniec dnia

– Ludwik Perney

kochanemu psiakowi Guru

Chwyciłem grudę ziemi za darń i poczułem
jak kołysze się bezwładnie – upadła tam
gdzie ją rzuciłem. Jej ciężar i obojętność

przemówiły mądrością strawionych istnień:
pies, który chwilę temu patrzył z miłością,
już upodobnił się do grudy ziemi.

Łapy przestały być łapami, pysk pyskiem,
tylko ogon wciąż był ogonem i milczał,
jakby postanowił oswoić mnie z ciszą.

Siedem ciosów na klatkę

– Ludwik Perney

Zdaje się, wczoraj przekonywałem rozmówcę,
że Azjaci produkują nie tylko tanio ale i dobrze,
a dziś skośnooki facet z drugiego końca świata
pisze do mnie, że wie jak wydłużyć mojego chuja.

Azjaci, czytałem o akcji protestacyjnej w Indiach
– chcecie mniejszych rozmiarów prezerwatyw,
bo standardowe zsuwają się podczas igraszek,
plączą się i potrafią zepsuć najlepszą zabawę.

Czy wasz list jest objawem męskiej solidarności,
czy zwykłego pragmatyzmu, jesteście w błędzie.
Nieraz patrząc na ciosy zadawane z szybkością
filmowych klatek, trapiłem się waszą krzywdą

skrywaną pod przesadnie luźnymi uniformami.
Nawet mnisi z Szaolin nie potrafili jej przeskoczyć
– tyle o solidarności, a co do pragmatyzmu, sorry,
nic nie zamówię, więc, bracia we płci, chuj z tym!

Podglądamy cię

– Ludwik Perney

Przekazywanie historyjek służy podglądaniu tańca
motyli – delikatnych struktur zaprojektowanych
z geniuszem przegrywającym jedynie ze światłem.

Jest coś przyciągającego w opisach tego błędu
zamieniającego duszę czy mózg w kilka neuronów
noszących jedną informację – jak w taniej zabawce.

Histeryczne uderzenia skrzydłami skupiają uwagę
– umiejętność zapamiętania najefektowniejszych
ruchów przyda się na pewno po kolejnej wylince.

Mówisz, że każdy pragnie poczuć się szczególny,
milczymy wystarczająco długo, żeby każdy z nas
zdążył zapytać siebie jak bardzo wciąż tego chce.

Nieważne o czym później rozmawiamy, meritum
okazuje się być rozżarzonym drucikiem pod owalną
banią szkła, o którą obijamy się dopóki nie zaśniemy.

Villanella dla Ludwika Perneya

– Ludwik Perney

autorka: Joanna Jakubik
http://soroka.netne.net/

Trzy epitafia na jednym grobie
i niebanalna treść w nich spisana,
zwykły konterfekt dają osobie.

Słowa podniosłe, ktoś je wypowie,
w nich perspektywa różna dodana.
Trzy epitafia na jednym grobie

Orzeźwiająco zabrzmią i dobiec
można do mety, bogom się kłaniać,
zwykły konterfekt dać swej osobie.

Czas się wypełni, znów się narodzę,
Żywym pomnikiem słowa zostaną
trzy epitafia na jednym grobie.

Tu leży człowiek, istnienie swoje
zaprojektował w złożony dramat.
Zwykły konterfekt dał swej osobie.

Zachłanność, dystans, w ostatniej dobie
z sensem istnienia razem podana.
Trzy epitafia na jednym grobie
Zwykły konterfekt dają osobie.

poezja, wiersze, proza, wydawnictwo literackie