Nie nadeszło południe, poczekam kilka godzin,
aż dzień nabrzmieje, zmęczy się i rozluźni.
Przypadkowy, o budzącej zaufanie aparycji
klient sklepu tytoniowego polecił mi właśnie ten
– dzisiaj otworzę woreczek z waniliowym Alsbo.
Wiktor potwierdza wszelkie slogany o dzieciach
– jego żarty coraz bardziej mnie śmieszą,
wciąż trudniej jest zadowolić go odpowiedzią.
Synu, fajczarze nie wypełniają dymem płuc,
poza tym palę okazjonalnie. Co z tego,
że na opakowaniu napisano: „palenie szkodzi”?
Nóż też jest niebezpieczny, można nim zranić,
nawet zabić, a ja tylko plasterkuję pomidory.
Poczekam, aż dzień przebrzmi i się rozluźni.
Wiktor zgodził się zakończyć rozmowę,
jednak zaznaczył, że nie zmienił zdania.
Fajny wiersz. Gratulacje!
Wiersz jak wiersz, grunt, że dzisiaj po rozmowie zmienił zdanie ;-)
Dzięki, Marku
:)… fajny. taki rodzinny, czuły nawet wiersz.
:-) o tak, domowe pielesze wystawione na świat
Przekonałeś mnie (w końcu!). Sehr gut.
No to mnie zaskoczyłaś, Iza
i ucieszyłaś of course :-)
ekstra :D
:-) dzięki, Gabi!