A gdy zaleje mnie ocean, rano wstanę, jak co dzień,
z łóżka, włożę kapcie, cicho zaszuram po schodach,
wyjrzę przez okno i puszczę strugę gorącej wody.
Klucze będą leżały tam gdzie zawsze – na półce
w przedpokoju. Na ten mebel mówimy „Ludwik”
bo zrobił go dziadek, podobnie jak stojak na kwiaty.
Nie będę już potrzebował wodoodpornych kurtek,
nowoczesnych membran dających luksusowy wybór:
być mokrym od deszczu, czy potu – pot był swojski.
W drodze do pracy nie zatrzymam się przy sklepie,
bo przecież będzie zbyt wcześnie – za kwadrans
wypłyną świeże bułki bez chrupiącej skórki.
Przed oczyszczalnią zacisnę usta – zamknę obieg.
Przeciągnę się wychodząc z samochodu. Na biurku
będzie stał kubek, gorąca kawa rozpłynie się wokół.
Hm, poezja podwodna? To ma sens. Tak mi się zdaje. Więc jednak jakaś nowa droga i żadnych bogów w okolicy. Powiedzmy, ze jestem zaintrygowany.
Pozdrawiam
:-) poezja bezbożna hahaha :-)
kolejny świetny wiersz Ludwiku :D nawet lepszy od ilustracji
Instalacja jest genialna, gdzie tam wierszykowi do niej :-)
Pana Marka zawsze pysznie poczytać.
Bardzo mi miło, dziękuję!
Hm, też jestem zaintrygowana i nie bardzo chyba umiem skomentować. Ale się podoba. Prosimy o więcej :-)
Intrygujące jest to Twoje, Holy i Marka zaintrygowanie :-)