Ojciec opowiadał, że Ludwik wydał wyrok
i go wykonał: zdrajca puszczał zajączki
do samolotów przelatujących nad Wyszogrodem.
Więc dziadku, drewniany most zniszczyły kry
– ścięły filary, jak ty głowę po wojennym sądzie.
Już wtedy byliśmy razem; jeździliśmy konno,
z szabelką w naszej dłoni. Ściąłem cię szybko
– kilka lat przed moim narodzeniem;
Ludwik mam po tobie.
Marianna była silna, wierzyła w pracę
i porządek. Potrafiła okazywać miłość
surowym spojrzeniem. Mama do dziś
trzyma jej gorzkie listy.
Pamiętam smak kawy zbożowej:
popijaliśmy nią kanapki
chroniąc się przed skwarem
pod orzechem na malinowym polu.
Walczyłaś babciu. Nie pozwalałem ci jeść,
rozlałem żółć, skóra przyległa do kości
– polubiłem cię; tuż przed końcem nakarmiłem
rosołem z kury. Twoje panieńskie było Perney.
Jestem włókniakiem – kawałkiem bezkształtnej tkanki
tuż za rąbkiem naszej koszulki. Rozpoznał mnie lekarz,
zmierzył centymetrem. Tym razem mam trzydzieści trzy lata
– za mało, by się zezłościć.
Ten znam od dawna i szalenie go lubię za Mariannę :))
szczególny sentyment do imienia?
Pierwszy z Twoich wierszy, który przeczytałem.
Bardzo.
Bardzo miło.. nam, Maćku! :-)