Imigranci – śniadanie z Poliną Semionovą

– Ludwik Perney

Rozczula cię ciało dziecka ułożonego twarzą w piach
– ukołysały je fale, a reporter czule przeniósł w dobry kadr.
Egipski bogacz nazywa grecką wyspę jego imieniem, Polo.

Boisz się muzułmańskiego młodzieńca – jego ciało jest żywe,
jego ciało jest silne, jego ciało głodne, jego ciało spragnione;
a modlitwy gorące. Wybłaga twój dom, kolację i nagość.

A twoja nagość, imigrantko z Rosji, jest głodna modlitw
– powinny muskać skórę, ślizgać się po każdym z żeber.
Prosimy o gorące wyspy, o dziury w węgierskim płocie.

Modlitwa prowokuje cuda. Jedyny Boże, który obiecujesz
najnowszy playstation, śmierć wrogów, rozkoszne dziewice,
oddam kanapkę z kozim serem bez laktozy, podaruj ją Polinie.

podziel się wrażeniami

poezja, wiersze, proza, wydawnictwo literackie