Autotomia

– Ludwik Perney

Martwi mnie zbyt mała liczba blizn na kolanach i łokciach,
dlatego kilkulatek wspina się na betonowe donice, przewraca
zbiegając ze wzgórza i kaleczy szkłem zakopanym w piasku.
Wieczorami opowiadam, jak byłem kilkuletnim chłopcem:

między pałkami latają ważki, trzcina pachnie jak rabarbar,
błoto odchodzi ze skóry strupami, wykrusza się z nogawek;
jaszczurka uciekła między kamienie, zgubiła ogon – wije się
w otwartej dłoni. Wyrośnie nowy, stary zgnije w trawie.

3 komentarze

  1. Gadulstwo w tym wierszu słyszę. Pozdr. ciepło :))

  2. :-) Hej, Abi, może i racja, miałem wątpliwości co do pierwszego dwuwersu, więc go odczynię

  3. moim zdaniem jest lepiej. :)

podziel się wrażeniami

poezja, wiersze, proza, wydawnictwo literackie