Martwi mnie zbyt mała liczba blizn na kolanach i łokciach,
dlatego kilkulatek wspina się na betonowe donice, przewraca
zbiegając ze wzgórza i kaleczy szkłem zakopanym w piasku.
Wieczorami opowiadam, jak byłem kilkuletnim chłopcem:
między pałkami latają ważki, trzcina pachnie jak rabarbar,
błoto odchodzi ze skóry strupami, wykrusza się z nogawek;
jaszczurka uciekła między kamienie, zgubiła ogon – wije się
w otwartej dłoni. Wyrośnie nowy, stary zgnije w trawie.
Gadulstwo w tym wierszu słyszę. Pozdr. ciepło :))
:-) Hej, Abi, może i racja, miałem wątpliwości co do pierwszego dwuwersu, więc go odczynię
moim zdaniem jest lepiej. :)